Autor: Paweł Piętka

Absolwent filozofii, student informatyki. Z zamiłowania dziennikarz sportowy, historyk i podróżnik. Redaktor naczelny czasopisma Papricana, a także właściciel kilku portali internetowych. Blog: pawelpietka.pl Twitter: @pawelpietka

Dlaczego nie obchodzi nas problem prywatności w sieci?

Intymność sieci jest jednym z najdziwniejszych tematów kradnących czołówki gazet i topy portali internetowych. W końcu korzystamy z usług prywatnych firm nastawionych ma maksymalizację osiąganych zysków. Powierzamy im sekrety naszej osobistej korespondencji, przechowujemy w ich przestrzeniach zdjęcia, komunikujemy się używając ich rozwiązań oraz infrastruktury. Z uśmiechem na ustach akceptujemy regulaminy produktów, często nie pobierających bezpośrednich opłat za oferowane funkcje. Czerpiemy garściami z amerykańskiego rynku w zamian oddając siebie tamtejszym korporacjom. Skąd bierze się zatem zdziwienie, że firmy i rząd Stanów Zjednoczonych mogą wiedzieć o nas więcej niż sąsiedzi, z którymi mieszkamy drzwi w drzwi, na jednym piętrze od przeszło 20 lat?

Inwigilacja internautów nie jest sensacją dnia dzisiejszego, to normalny element sieciowej rzeczywistości. Podobny proces dotknął choćby przestrzeń transportu. Samolotami możemy obecnie przemieszczać się szybko, sprawnie, tanio i komfortowo. Ceną jest biometryczny paszport, obserwacja zachowań, wszechobecni mundurowi, szczegółowe kontrole, przeszukiwanie prywatnych rzeczy, a nawet obmacywanie w imię bezpieczeństwa. Upokarzające, ale w ogólnym rozrachunku nie jest łatwo zrezygnować z wygody lotów. Alternatywę oczywiście mamy w postaci kilkunastu godzin za kółkiem lub ewentualnie w przedziale kolejowym. Zapominając na chwilę o kryterium finansowym, wszak gros z naszych codziennych internetowych zabawek to usługi bezpłatne, trzeba wręcz brawurowego zawzięcia, aby wybrać prywatność kosztem przyjemności.

Linux nie jest równie przyjazny przeciętnemu użytkownikowi jak MAC OS X, Tor nie jest prosty w obsłudze i płynny jak Safari lub Chrome, Bitcoin nie jest powszechnie akceptowany niczym PayPal. Podobnie ciężko wyobrazić sobie pełne zastąpienie, zintegrowanej z toną funkcji, wyszukiwarki Google narzędziem o sympatycznej nazwie DuckDuckGo, a następnie przejście z wodotrysków map amerykańskiego wujka G na projekt OpenStreetMap. Skonfigurowanie własnej chmury oraz skrzynki pocztowej wymaga dodatkowo minimalnej wiedzy i odrobiny dobrej woli, więc opcje te automatycznie wypadają z kręgu zainteresowań miażdżącej większości społeczeństwa. Friendica lub Diaspora zamiast Facebooka? To nawet nie brzmi pociągająco.

Świat poza „chciwymi korporacjami” istnieje, jednak pozory(!) sieciowej wolności wymagają cierpliwości, zapału i sporej ilości uwagi. Dużo łatwiej jest zrezygnować z prywatności machając na problem ręką i wmawiając sobie, że chodzi tylko o jakiś bezsensowny wgląd w niegroźne zdjęcia z wakacji. Skoro bez większych emocji akceptujemy taki stan rzeczy, to nie powinniśmy być zaskoczeni faktem, że rąk chcących nas dotykać znajdzie się zdecydowanie więcej. Cóż, władza państwowa jest z natury nadgorliwa w tego typu trosce o obywatela.

Ze standardowego pogodzenia się wszystkich ze wszystkim wybija się absurdalny, z perspektywy czasu, przypadek protestów przeciwko ACTA. Projekt kontrowersyjnego porozumienia na rzecz walki z naruszeniami własności intelektualnej miał godzić w ideę wolności i prywatności w sieci, co wywołało wiele sprzeciwów oraz demonstracji. Zwłaszcza polskie społeczeństwo ochoczo wyszło na ulice okrzykami i transparentami kwestionując sposób przygotowania dokumentów oraz obawiając się prawdopodobnych konsekwencji wynikających z przyjęcia porozumienia. Wiele mówiło się o nadmiernym nadzorze, podsłuchach, monitorowaniu internetu. Sporo zarzutów zostało sformułowanych, jednak temat ostatecznie popadł w obojętne zapomnienie i obecnie na znakomitej większości użytkowników nie robią wrażenia nawet rewelacje Edwarda Snowdena o PRISM – programie inwigilacji prowadzonej na niewyobrażalną wtedy skalę.

Dziś okazuje się, że obserwowani są zarówno politycy jak i zwykli obywatele, dane oraz materiały użytkowników są swobodnie udostępniane służbom specjalnym, a nawet sprzedawane przez prywatne firmy, dochodzi do kradzieży technologii oraz ekstremalnej ilości nadużyć. I co? I nic. Ważne, że lodówka pełna, dach nie przecieka, Gmail sprawnie chodzi i jest sporo znajomych na fejsie. Nie miejmy złudzeń, że jako współczesne społeczeństwo stać nas w takich warunkach na jakikolwiek zryw. Już raz krzyknęliśmy przeciw zmianom, które i tak zwykle wchodzą inną drogą. Obowiązek spełniony. Nawet na oprotestowanie reformy wieku emerytalnego nie wystarczyło nam już motywacji.

Jeszcze czasami podnoszą się krzyki nawołujące do walki o resztki prywatności, póki podstawę mają jakiekolwiek złudzenia dotyczące powstrzymania „bezdusznej machiny zagłady”. Wciąż podejmuje się próby wezwania do obudzenia, niepokoju i uświadamiania jakie będą konsekwencje w szerszej perspektywie. Mało kto wierzy jednak w ich powodzenie, jednostka nie ma prawa wypisania się z oddania woli skoro pakt podtrzymuje siła państw i korporacji. Żyjemy zbyt łatwo, wygodnie, przyjemnie oraz bezpiecznie pod okiem suwerena. Nie ma sensu nadstawiać karku za zmiany metod, w blasku których wiedzie nam się przecież całkiem znośnie. Można nas zrozumieć.

Myślenie o Tischnerze: Koncepcja maski i jej klaustrofobiczne konsekwencje

Cechą łaczącą metody zaprzeczenia twarzy (zasłonę i maskę) jest, jak się zdaje, konieczność obecności drugiego. Podobnie jak w pierwszym przypadku (zasłona) tak i tu ma on przypisaną konkretną rolę do odegrania, co więcej sama jego obecność już od poczatku stanowi zarzut udziału w akcie kłamstwa. W tym kontekscie zbija się perioratywne ujęcie dokonywanego zaprzeczenia prawdzie, maska nakładana jest wszak z winy innych, w poczuciu alienacji i próbie dostosowania do narzuconych warunków zewnętrznych.           A zatem jest też wyrzutem opartym na konieczności funkcjonowania w ramach określonych zasad. Owe zbicie stanowi oczywiście świadectwo istnienia podstawy w potrzebie odcięcia odpowiedzialności. Wyczuwamy to już na etapie postawienia problemu zachodzenia oszustwa. Inna sprawa, że jako uczestnicy szukamy w pierwszej kolejności drogi ucieczki od jednoznacznie negatywnego ujęcia. „Logika maski wyłania się z poczucia winy: człowiek sądzi, bo nie chce być sądzony. Maskowanie to nie tylko łudzenie innych, lecz także kara dla nich: „Macie mnie takim, jakim chcecie mieć, a więc nie macie mnie na prawdę – sami temu jestescie winni”. Maska wyraża nieurzeczywistnione marzenie poddanych, by władać nad tymi, którzy władają. Osiąga cel poprzez chytre wtrącenie innych w przygotowaną z góry przestrzeń obcowań – przestrzeń pozorowanych uniżeń, pozorowanych wywyższeń, gier histerycznych”[1]. Zależnie od koncepcji, negatywną (w odczuciu) podstawą może być egoizm klas u Marksa, etyka ukształtowana przez przegranych u Nietzschego, czy też kulturowo tłumione libido u Freuda. Obojetnie, którą z nich podejmiemy jako wyjaśnienie ciężko uciec od przekonania, iż próby wykorzystania ich w ramach wytłumaczenia same w sobie są przemyślaną maską społeczeństwa (właśnie poprzez takową interpretację). Jeżeli bowiem przyjmiemy, iż kłamstwo jest aktem przeciw prawdzie i uznamy jego negatywne nacechowanie to proces uznania jego zasadności bedzie próbą zdjęcia ogólnej odpowiedzialności, nie w ramach jednostki, ale w obliczu systemu postępowań społecznych. Prowadzi nas to z koleji do charakterystycznego dla wieku dziecęcego wytłumaczenia: „kłamię gdyż kłamią inni”, a dosadniej: „mamo, ale Jacek też dostał pałę z historii”. Tischner powołując się na Kępińskiego wskazuje źródło w postaci lęku obecnego w poczuciu wrogości, a maska pełniłaby tu rolę wyglądu z kryjówki. W porządku, możnaby i przyjąć jej zaletę: „Odkrycie, że drugi przywdział maskę, pobudza do pytania o jego prawdę: kim on jest? Kim jest na prawdę? Ale także: co znaczy słowo „prawda”[2].

W przyjętym tu rozumowaniu chodzi głównie o ukazanie zbędności takiej nadbudowy. Podobnie jak w przypadku zasłony znajdujemy jedynie fałszywy trop w poszukiwaniach twarzy. Interpretując intuicyjnie bazujemy na przekonaniu, iż kłamstwo bedąc zaprzeczeniem prawdy dowodzi jej istnienia, a co za tym idzie skupiamy się na procesie odwodzacym nas od zasadniczego problemu i tak o to poruszamy się ciągle w ramach wyjaśniania zasadności kłamstwa przyjmując je jako podstawę naszego kontaktu z rzeczywistością, a nawet (analogicznie) założenia że występowanie maski daje wstęp do istanienia zarówno drugiego człowieka jak i prawdy o nim. Kulawość takiego definiowania jest oczywista i podobna paradoksowi konfirmacji[3].

Wróćmy zatem do postaw. „O masce w odniesieniu do swojego pochodzenia można mówić, jako o masce poczucia niezadowolenia, masce autoironii, masce świadomości cierpiężniczej”[4]. Pierwsza ponownie zaczerpnięta od Kępińskiego[5] wynika z chęci bycia kimś innym niż jest się w rzeczywistości, nieumiejętności wpisania się w rolę, co może prowadzić do schizofrenii. Druga charakteryzuje się dwustopniowym ujęciem siebie jako poddanego dla jednych i szydercy z owego poddania wobec drugich. W grę wchodzi tu obrona własnych wartości pod pozorem uległości. Trzecia to poza cierpienia oparta o litość i miłosierdzie, a także jawne odepchnięcie odpowiedzialności. Pytanie czy dwóch pierwszych nie można całkiem swobodnie wpisać w ostatnią i tym sposobem znaleźć się ponownie w początkowym obszarze zbijania poczucia winy?

Spójrzmy na pierwsze dwa zdania rozdziału Maska w Filozfii dramatu Józefa Tischnera: „Nie jest ona zasłoną i nie jest twarzą. Zasłona jedynie skrywa twarz, maska kłamie”[6]. Dwa ostatnie słowa uzasadniają potrzebę tworzenia nadbudowy oswajającej nas z sensem zdania pierwszego: „nie jest twarzą”. W kontakcie masek pozostaje nam jedynie przyjąć własną-cudzą, delikatnie speronalizowaną według wskazań społecznych. Problem polega na tym, że sama myśl o wszechobecności i ograniczeniach z nią związanych jest nieznośna. Przy tym założeniu próby złagodzenia takiego poczucia nie byłyby chęcią odcięcia odpowiedzialności, a koniecznością przezwyciężenia klaustrofobii. „Pojęcie wyobcowania nabiera u Levinasa pozytywnego znaczenia. Levinas idąc w ślady Heidegera i jego koncepcji ek-sistencji, radykalizuje ją stanowczo. Ek-sistencja nie prowadzi do zakorzenienia w bycie, nie prowadzi do ojczyzny (Heimat), lecz do wyobcowania. Otwartość bycia ustępuje miejsca otwartości Innego. Obecność samoświadomości ustępuje miejsca odpowiedzialności za Innego. Z tej odpowiedzialności wyłania się nowy aspekt obecności jako zobowiązania, zainicjowanego spotkaniem z Innym”[7]. Gdy zaburzymy właściwe rozumienie potocznym poszukiwaniem konsekwencji wynikających z odpowiedzialności i zobowiązania padniemy ofiarą własnego zamknięcia, nie w otwarciu innego, ale w perspektywie wciągnięcia go we własne ramy oczekiwań w relacji ja-ja. Kłamstwo maski staje się wtedy kłamstwem wobec siebie. Drugi ma być jedynie odbiorcą mnie dokładnie w tym znaczeniu, w którym chcę siebie ująć. Bazuje to na założeniu, że drugi może być wyłącznie takim odbiorcą. Gdyby nawet istniał autonomicznie chciałby taki właśnie być i ode mnie oczekiwałby dokładnie tego samego.

W tym sensie maska to rozpacz, kwintesencja braku przekonania o istnieniu drugiego, a nie przypuszczenie o jego współegzystowaniu na bazie niemożliwości jej wytworzenia bez obecności innych ludzi.

Tekst jest kontynuacją cyklu rozważań na temat koncepcji człowieka w filozofii Józefa Tischnera.
Część 1: Spotkać drugiego
Część 2: Zasłona i wstyd

 


[1] J. Tischner, Filozofia dramatu, Kraków 2006, s. 60.

[2] Tamże, s. 61.

[3] Paradoks konfirmacji Hempela – prawa jakościowe mówią o wszystkich przedmiotach uniwersum a nie o pewnych klasach modeli.

[4] J. Tischner, Fenomenologia spotkania, Analecta Cracoviensia 1973, t. X. s. 64.

[5] zob. A. Kępiński, Shizofrenia, Warszawa 1972 s. 154.

[6] J. Tischner, Filozofia dramatu, s. 57.

[7] J. Brejdak, Odcienie obecności, Kraków 2007, s. 109.

II wojna światowa jakiej nie znacie

„DziwnaWojna.pl – II wojna światowa jakiej nie znacie”, to nasz nowy (trzeba również przyznać, że dosyć nietypowy) projekt. Razem z Marcinem poświęciliśmy ostatnie dwa tygodnie na jego uruchomienie i dziś, z dumą, możemy zaprezentować światu efekt końcowy.

W ramach stworzonej witryny oraz specjalnej strony na Facebooku będziemy dostarczać wam codzienne porcje ciekawostek z archiwów gromadzących materiały na temat wspomnianego, globalnego konfliktu. Wyjątkowość naszego pomysłu polega na specyficznym podejściu do tego trudnego tematu. Chcemy pokazać ludzką twarz walczących i ująć krwawe zmagania od, tak zwanej, kuchni. Postaramy się też udowodnić, że żarty i zabawa były normalną częścią wojennej rzeczywistości, a w humorze walczące ze sobą armie niejednokrotnie szukały ucieczki przed tragizmem tamtych czasów.

Przygotujcie się zatem na sporą dawkę refleksji i komicznych sytuacji, których autorami byli często sami żołnierze. Mamy nadzieję, że strona ta pozwoli wam dostrzec prawdziwy heroizm bohaterów walczących nie tylko z demonizowanym wrogiem, ale również z wielkim, wewnętrznym odczłowieczeniem. O siebie i ostatnie pozory normalności. Continue reading →