Myślenie o Tischnerze: Spotkać drugiego

Spotkanie w opinii Józefa Tischnera jest podstawową kategorią filozoficzną. Jego treść opiera się na kontekście zdarzeń z życia człowieka, nic więc dziwnego, że od wieków kwestia ta cieszy się zainteresowaniem zarówno literatury, jak i filozofii. O losach człowieka z rozmachem pisał choćby Dostojewski. Jednak dopiero, gdy w pełni uświadomiono sobie fakt, iż ruchami bohaterów rządzi pewna logika zewnętrzna w stosunku do ich woli i rozumu, całość przeszła definitywnie pod władanie filozofii. Tym bardziej, że spotkanie niesie ze sobą pewną dozę obiektywnego doświadczenia świata i Boga, a co za tym idzie, może prowadzić do zagubionego źródła, w którym doświadczenie to ma swój początek. Tischner, opierając się na poglądach Husserla, zwrócił uwagę na dwie sprawy, tzn. obcowanie dwójki ludzi wiąże się z horyzontem doświadczenia, które projektuje możliwości i z horyzontem spotkania czyli możliwego dramatu. Nierozerwalnie towarzyszy też temu fenomen języka. Język spełnia funkcję przedstawiania. „Spotkać drugiego – to znaczy przedstawić siebie drugiemu. Powiedzieć, wprost kim się jest”[1].

 Spotkanie człowieka z rzeczą ma zupełnie inny charakter niż spotkanie na linii człowiek – człowiek. Rzecz nie jest obarczona problemem istnienia i nie wynosi nic ze spotkania. Spotkanie ludzi musi zawierać w sobie obecność prawdy. Wtedy odsłania się pełny sens bycia z drugim. Chodzi tu głównie o zgodność, Tischner formułuje własną zasadę: wiem, że mnie rozumiesz, dlatego istniejemy. Konsekwencją jest wzajemne poszanowanie i zrozumienie. Wypowiadając swoje imię potwierdzamy realność własnego bytu i treść określającą egzystencję, w tym miejscu znajdujemy zwrot wskazujący na „ja aksjologiczne”. Poprzez własne miejsce w przestrzeni sensu, człowiek staje się „Kimś” dla drugiego.

„<Jestem nauczycielem>, <jestem lekarzem>, <jestem studentem> – znaczy za każdym razem: jestem w określonym miejscu przestrzeni sensu, w której obok mojego istnieją również miejsca innych ludzi. Podobnie jak poszczególne słowo ma „swoje miejsce” w całości zadnia, tak i ja „mam miejsce” pośród miejsc innych ludzi. Wiedząc, czym są owe miejsca, ludzie mogą się poznać zanim jeszcze się spotkali. Jesteśmy dla siebie tym, czym nas czynią nasze miejsca w przestrzeni sensu”[2].

Ujmując kwestię w ten sposób, pojawia nam się szereg możliwych określeń stosunków między osobami. Podstawowym wprowadzającym ład w świecie jest „i” wynikające z koniunkcji. Na takiej zasadzie mamy przykładowo zależność „student i nauczyciel”. Inaczej jest w przypadku bycia „za” lub „przeciw”, tu pola możliwości wykluczają się, „są sobie przeciwne jako znaczeniowy obszar przeciwieństwa”[3].

Kolejnym przypadkiem jest bycie „nad” lub „pod” (opieka i poddanie). Formy obcowania człowieka z drugim są dostępne a priori. Człowiek rozumiany jako podmiot sprawczy, działa na scenie wobec drugiego. Jednak kluczowe w relacji człowiek – człowiek pozostaje słowo „wobec”, gdyż wyznacza i opisuje stosunek między podmiotami. „Słówko <wobec> jest podstawowym określeniem stosunku człowieka do człowieka, a szerzej rzecz ujmując, stosunku bytów świadomych do siebie nawzajem. <Być wobec> to nie znaczy <być obok> ani <być w pobliżu>. Drzewo rośnie obok drzewa, ale nie jest wobec drzewa. Znaczenie słówka <wobec> domaga się wzajemności: patrzę i jestem widziany, troszczę się i jestem przedmiotem troski, myślę o kimś i ktoś myśli o mnie”[4].

Do takiego założenia wystarczy jednak wg Tischnera pewna forma przytomności, a więc bycia przytomnym temu, że drugi jest. Ciekawe konsekwencje związane ze wspomnianym ujęciem przytomności widzimy u Colina Wilsona[5]. Bohaterowie jego książki odkrywają podobny kontekst rozumienia tego słowa, a następnie czynią z niego podstawę kontaktu, w wyniku czego padają ofiarą selektywnego poczucia obecności względem konkretnych ludzi i wyciągają wniosek o zamroczeniu reszty ludzkości. Podejmując walkę z tytułowymi pasożytami umysłu, zabiegają o przywrócenie poczucia kontaktu bezpośredniego i pozbycia się nawarstwień płynących z ograniczenia drugiego do perspektywy przestrzeni sensu. Wilson stara się tu połączyć w jednej spójnej teorii fenomenologię Husserla z koncepcją świadomości kolektywnej i archetypów Junga. Tischner natomiast poszukując obecności drugiego, próbuje pogodzić Husserlowskie alter ego (od ja do ty) z poglądami, np. Schelera, Bubera czy choćby Marcela (od ty do ja). Proponuje w tym sensie kompromis pod postacią wspomnianego już wcześniej zdania: wiem, że mnie rozumiesz, więc jesteśmy. „Uwzględniając doświadczenie: „wiem, że…”, wychodzimy od apodyktycznych danych refleksji (Husserl). Nie zatracamy jednak stanowiska przeciwnego. Świadomość „jesteśmy” budzi się w dialogu z drugim, w konfrontacji spojrzeń, w sporze i jednoczesnym dążeniu do zgody, w których inicjatywa i oświecenie przychodzą często od drugiego”[6]. Mamy tu zatem pewien rodzaj bardzo silnej zależności zarówno „ja” od „ty” jak i „ty” od „ja”, a obie strony nieustannie muszą mieć na względzie konieczność istnienia określonej koncepcji drugiego, wynikającej z interpretacji kontekstu (np. językowego).

W tym sensie kluczowym pojęciem w opisie spotkania staje się dla Tischnera twarz. Istotne jest przecież to, co możemy z niej wyczytać. To ona pozostaje widocznym nośnikiem wyznawanej przez nas definicji prawdy, dzięki czemu wg naszego filozofa jesteśmy w stanie poznać naturę człowieka. Twarz jest tym, czym nam się jawi. Nie dosięgają jej podobne dylematy, które trawią zasłonę i maskę. Prawdziwe poznanie człowieka zawarte jest jedynie w konfrontacji z twarzą. Ale o tym wszystkim powiemy sobie następnym razem.

 


[1] W. Bożejewicz, Tischner. Poglądy filozoficzno-antropologiczne, Warszawa 2006, s. 25. (myśl akapitu zaczerpnięta)

[2] J. Tischner, Filozofia dramatu, Kraków 2006,, s. 228.

[3] J. Tischner, Przestrzeń obcowania z drugim, w: Spór o istnienie człowieka, Analecta Cracoviensia, Kraków 1977, t. 9, s. 72.

[4] J. Tischner, Filozofia dramatu, s. 230.

[5] zob. C. Wilson, Pasożyty umysłu, Poznań 1990.

[6] J. Tischner, Filozofia dramatu, s. 221.